Hide
BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
Follow on Facebook
Facebook
Show
Thu, Apr 25, 2024

Sport

Sport

All Stories

Jedzenie w restauracjach z 50-proc. zniżką, aby pomóc gastronomii

Od poniedziałku przez cały sierpień goście brytyjskich restauracji będą płacić za jedzenie i napoje bezalkoholowe tylko 50 proc. ceny, zaś koszt drugiej połowy sfinansuje rząd. Akcja ma pomóc sektorowi gastronomicznemu wyjść z kryzysu po epidemii koronawirusa.

Restauracje, bary i puby należą do tych biznesów, które najmocniej ucierpiały wskutek epidemii. Najpierw, po wprowadzeniu restrykcji, były zamknięte przez 15 tygodni (w Szkocji i Walii nawet nieco dłużej), a choć od prawie miesiąca mogą już działać, ich przychody spadły, bo zgodnie z rządowymi wytycznymi trzeba w nich zachowywać dystans, co ogranicza liczbę klientów, a wiele osób nadal nieufnie podchodzi do jedzenia poza domem.

Program "Eat Out to Help Out" ma zachęcić Brytyjczyków, by jedząc poza domem pomogli sektorowi gastronomicznemu w ponownym stanięciu na nogi.

Przez cały sierpień klienci będą płacić tylko połowę ceny, ale jest to ograniczone kilkoma warunkami. Akcja obowiązuje tylko w tych lokalach, które zgłosiły się do programu i tylko w poniedziałki, wtorki i środy, czyli dni, kiedy ruch jest mniejszy. Ponadto maksymalna zniżka wynosi 10 funtów na osobę, a wreszcie - zniżka obejmuje tylko jedzenie spożywane na miejscu, czyli nie dotyczy ani alkoholu, ani jedzenia na wynos czy z dostawą, a także nie dotyczy prywatnych przyjęć, np. w przypadku wynajęcia lokalu.

Mimo tych ograniczeń akcja zapewne będzie cieszyć się dużym powodzeniem, bo do udziału zgłosiły się setki, jeśli nie tysiące restauracji czy pubów, zarówno sieciowych, jak indywidualnych. Do skorzystania ze zniżki nie potrzebne będą żadne vouchery ani kody, lecz będzie ona automatycznie naliczana, można ją łączyć z innymi promocjami, nie ma kwoty minimalnej, którą trzeba wydać, obejmuje także dzieci oraz większe grupy osób i można z niej korzystać dowolną liczbę razy.

Zwrot wartości zniżek lokale uczestniczące w programie dostaną na rachunek bankowy w ciągu pięciu dni roboczych.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Free-Photos z Pixabay 

Jedzenie w restauracjach z 50-proc. zniżką, aby pomóc gastronomii

W Londynie upamiętniono rocznicę wybuchu powstania warszawskiego

Z powodu sytuacji epidemicznej upamiętnienie na terenie Wielkiej Brytanii rocznicy wybuchu powstania warszawskiego miało w tym roku dość ograniczoną formę.

W piątek, w przededniu rocznicy, ambasador RP w Wielkiej Brytanii Arkady Rzegocki oraz attache obrony przy ambasadzie, płk Mieczysław Malec złożyli kwiaty na symbolicznym grobie gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, który jako komendant główny Armii Krajowej podjął decyzję o wybuchu powstania warszawskiego. Bór-Komorowski zmarł w 1966 r. w Wielkiej Brytanii i został pochowany na londyńskim cmentarzu Gunnersbury, ale w 1994 r. jego prochy sprowadzono do Polski.

Z kolei działające w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie polskie kino społecznościowe POSK Cinema - które w sobotę obchodzi pierwsza rocznicę działalności - zorganizowało specjalny program filmowo-muzyczny, upamiętniający rocznicę wybuchu powstania warszawskiego.

W ramach wydarzenia - odbywającego się w internecie - o 17.00, w Godzinie W, wyemitowano dramat wojenny „Powstanie Warszawskie”, który jest pierwszym na świecie filmem fabularyzowanym non-fiction, zmontowanym w całości z materiałów dokumentalnych. W drugiej części programu – o 20.00 – wyemitowany zostanie rocznicowy koncert i premiera albumu „Astronomia poety”, przygotowanego przez wielokrotną zwyciężczynię polskich nagród muzycznych Fryderyki Melę Koteluk i zespół Kwadrofonik na podstawie wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Koncert został zarejestrowany w Sali pod Liberatorem Muzeum Powstania Warszawskiego 24 lipca 2020 r. i jest to jego pierwszy pokaz w Wielkiej Brytanii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

W Londynie upamiętniono rocznicę wybuchu powstania warszawskiego

Nowym szefem MI6 zostanie dyplomata Richard Moore

Richard Moore, obecny dyrektor generalny ds. politycznych w brytyjskim MSZ, a w przeszłości m.in. ambasador w Turcji i zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, został w środę mianowany nowym szefem MI6, brytyjskich służb wywiadowczych.

57-letni Moore obejmie stanowisko jesienią, kiedy ze stanowiska odejdzie piastujący je od 2014 r. Alex Younger.

"Cieszę się, że mogę wyznaczyć Richarda na następnego szefa Secret Intelligence Service. Wraca on do SIS z ogromnym doświadczeniem i będzie nadzorował pracę grupy mężczyzn i kobiet, których niestrudzone wysiłki rzadko są widoczne publicznie, ale mają kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa i dobrobytu Wielkiej Brytanii" - oświadczył minister spraw zagranicznych Dominic Raab, który mianuje szefa wywiadu.

Moore rozpoczął pracę w Secret Intelligence Service, jak oficjalnie nazywa się MI6, w 1987 r., zaś później przeniósł się do MSZ. Oprócz roli ambasadora w Turcji wcześniej sprawował też funkcje niższego szczebla na placówkach w Wietnamie, Pakistanie, Iranie i Malezji.

"Cieszę się i jestem zaszczycony, że zostałem poproszony o powrót do mojej Służby, aby nią kierować. SIS odgrywa istotną rolę - wraz z MI5 i GCHQ - w zapewnianiu bezpieczeństwa Brytyjczykom i promowaniu interesów Wielkiej Brytanii za granicą. Z niecierpliwością czekam na kontynuację tej pracy wraz z odważnym i zaangażowanym zespołem SIS" - oświadczył Moore.

Zmiana na stanowisku szefa MI6 była od dłuższego czasu spodziewana, bo Younger pełni tę rolę już szósty rok, podczas gdy szefowie wywiadu zwykle powoływani są na pięć lat, jednak brytyjski rząd nie chciał dokonywać zmiany w czasie, gdy kraj szykował się do opuszczenia Unii Europejskiej. Moore był wskazywany jako jeden z głównych kandydatów na to stanowisko. Jak podkreślają brytyjskie media, jego głównym zadaniem będzie zabezpieczenie kraju przed wrogimi działaniami ze strony Chin i Rosji.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Nowym szefem MI6 zostanie dyplomata Richard Moore

Brytyjscy artyści i politycy bojkotują Twittera w związku z antysemickimi treściami

Brytyjscy artyści i politycy rozpoczęli w poniedziałek 48-godzinny bojkot Twittera w proteście przeciwko niewystarczającej reakcji serwisu na antysemickie wpisy zamieszczane na platformie przez popularnego na Wyspach rapera Wileya.

Brytyjscy celebryci, artyści i politycy rozpoczęli w poniedziałek 48-godzinny bojkot Twittera w ramach kampanii #NoSafeSpaceForJewHate zainicjowanej po tym, jak serwis nieodpowiednio zareagował na antysemickie wpisy publikowane przez rapera Wiley'a.

"Zdecydowaliście się dopuścić takie wpisy na Twitterze. My mówimy: nie ma bezpiecznego miejsca na nienawiść wobec Żydów" - skomentował Stephen Pollard, redaktor naczelny londyńskiego tygodnika "The Jewish Chronicle".

Chodzi o wpisy opublikowane przez 41-letniego rapera o pseudonimie artystycznym Wiley (prawdziwe nazwisko: Richard Cowie), w których zarzucał on Żydom m.in. wykorzystywanie czarnoskórych artystów w branży muzycznej oraz porównywał ich do Ku Klux Klanu. Muzyk zamieścił również kilka nagrań o podobnym wydźwięku na swoim koncie na Instagramie.

Niektóre tweety Wiley'a zostały usunięte przez Twittera jako "naruszające regulacje serwisu o mowie nienawiści". Część wpisów uniknęło jednak interwencji moderacji serwisu, co sprowokowało falę protestów ze strony internautów.

Do akcji dołączyły m.in. piosenkarka Jessie Ware, aktorka Tracy-Anna Oberman oraz posłanka Luciana Berger, która w ubiegłym roku zrezygnowała z członkostwa w Partii Pracy zarzucając jej m.in. antysemityzm. Bojkot zyskał wsparcie m.in. grupy Labour Against Anti-Semitism, która w swoim oświadczeniu oskarżyła firmę Jacka Dorseya o to, że regularnie ponosi niepowodzenia w walce z antysemityzmem na platformie.

"Przekaz jest jasny: Twitter musi natychmiast zrewidować swoją politykę i zacząć blokować antysemickie konta i radykalnie poprawić ochronę użytkowników przed rasizmem" - powiedział rzecznik organizacji Danny Taylor.

Do sprawy odniosła się także brytyjska sekretarz stanu Priti Patel, która w niedzielę powiedziała, że "media społecznościowe muszą reagować szybciej i usuwać mowę nienawiści ze swoich stron".

Obserwowane przez pół miliona użytkowników konto Wileya na Twitterze zostało tymczasowo zablokowane. Sprawę antysemickich wpisów bada również londyńska policja metropolitalna. Agent rapera John Woolf z agencji A-list Management zapowiedział, że zrywa współpracę i wszelkie kontakty w muzykiem. (PAP)

Obraz Free-Photos z Pixabay 

 

Brytyjscy artyści i politycy bojkotują Twittera w związku z antysemickimi treściami

Poseł konserwatystów aresztowany pod zarzutem gwałtu

Brytyjski poseł z rządzącej Partii Konserwatywnej, którego personaliów nie ujawniono, został aresztowany w sobotę rano pod zarzutem gwałtu, ujawnił "The Sunday Times".

Gazeta podaje, że doniesienie złożyła dwudziestokilkuletnia kobieta, która pracowała w parlamencie i była w związku z posłem. Jak twierdzi, deputowany dopuścił się napaści na nią, zmusił ją do uprawiania seksu i zostawił ją w takiej traumie, że musiała iść do szpitala.

Londyńska policja metropolitalna potwierdziła, że rozpoczęła dochodzenie w sprawie tych zarzutów i sprecyzowała, że chodzi o cztery odrębne zdarzenia.

"W piątek 31 lipca Policja Metropolitalna otrzymała informację o zarzutach odnoszących się do czterech odrębnych incydentów związanych z oskarżeniami o przestępstwa seksualne i napaść. Te domniemane przestępstwa miały miejsce pod adresami w Westminsterze, Lambeth i Hackney od lipca 2019 r. do stycznia 2020 r. Policja rozpoczęła dochodzenie w sprawie tych zarzutów. Mężczyzna po pięćdziesiątce został aresztowany w sobotę 1 sierpnia pod zarzutem gwałtu. Został zwolniony za kaucją i ma stawić się w połowie sierpnia" - napisano w oświadczeniu policji.

Rzecznik Partii Konserwatywnej powiedział: "Traktujemy wszystkie zarzuty tego rodzaju niezwykle poważnie. Ponieważ ta sprawa jest teraz w rękach policji, dalsze komentowanie byłoby niestosowne".

Informacja o aresztowaniu posła nadeszła zaledwie trzy dni po tym jak Charlie Elphicke, były poseł Partii Konserwatywnej i żonaty ojciec dwójki dzieci, został pierwszym od wielu lat deputowanym skazanym za napaść na tle seksualnym. Został uznany winnym trzech zarzutów napaści na tle seksualnym - jednego w 2007 r. i dwóch w 2016 r. Wyrok zostanie wydany 15 września.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Poseł konserwatystów aresztowany pod zarzutem gwałtu

Wydłużono okres izolacji osób z objawami Covid-19 do 10 dni

Każdy, u kogo testy wykazały obecność koronawirusa albo wykazuje jego objawy, musi się izolować przez 10 dni, a nie przez siedem, jak było do tej pory - ogłosił w czwartek brytyjski rząd. Zmiana wchodzi w życie natychmiast.

Wydłużenie okresu izolacji jest spowodowane niewielką, ale istniejącą możliwością przekazywania wirusa po upływie siedmiu dni od zakażenia. Jak podkreślono, zmiana ta jest zgodna z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia.

"U osób z objawami Covid-19 najbardziej zakaźny jest okres tuż przed oraz przez pierwszych kilka dni po wystąpieniu objawów. Dowody, choć nadal ograniczone, wzmocniły się i pokazują, że osoby z Covid-19, które są lekko chore i wracają do zdrowia, mają niskie, ale realne możliwości zakażania między 7. a 9. dniem po rozpoczęciu choroby" - napisali we wspólnym oświadczeniu naczelni lekarze Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej.

Symptomy zakażenia, które wymagają izolacji to nowy ciągły kaszel, utrzymująca się wysoka temperatura oraz utrata węchu lub smaku. Bez zmiany pozostaje 14-dniowy obowiązek izolacji dla członków gospodarstwa domowego osoby zakażonej oraz dla osób, które miały z nią bliski kontakt i zostały zidentyfikowane przez zespół namierzający kontakty.

Wcześniej w czwartek minister zdrowia Matt Hancock powtórzył, że brytyjski rząd obawia się drugiej fali epidemii w Europie i nie zawaha się przed podejmowaniem szybkich działań w kwestii kwarantanny. Wskazał, że w najbliższych dniach może zostać rozszerzona lista krajów, z których przyjazd do Wielkiej Brytanii wiąże się z obowiązkiem odbycia 14-dniowej kwarantanny. Powiedział też, że rząd zastanawia się nad sposobami skrócenia kwarantanny dla osób przyjeżdżających z Hiszpanii - dla których taki obowiązek wszedł w życie w niedzielę - ale na razie jeszcze nie jest na to gotowy i nie należy się spodziewać zmiany wytycznych w ciągu najbliższych kilku dni.

Odnosząc się do sytuacji w Wielkiej Brytanii, Hancock przyznał, że liczba nowych zakażeń przestała spadać i w najlepszym przypadku utrzymuje się na stałym poziomie. "To, czego chcemy uniknąć, to drugi i stały przyrost. To prawda, że liczba przypadków jest w najlepszym razie płaska, podczas gdy przedtem spadała, a to dlatego, że jest więcej kontaktów społecznych" - powiedział w rozmowie z Talk Radio.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Engin Akyurt z Pixabay 

Wydłużono okres izolacji osób z objawami Covid-19 do 10 dni

Rząd chce walczyć z otyłością wśród Brytyjczyków

Brytyjski rząd ogłosił w poniedziałek kampanię walki z otyłością, co ma również przyczynić się do spadku liczby zgonów z spowodowanych przez koronawirusa. Badania naukowe pokazują, że osoby otyłe są bardziej narażone na zgon na Covid-19.

W ramach planu nazwanego "Lepsze zdrowie" przed godz. 21 nie będzie można reklamować ani w telewizji, ani w internecie żywności z wysokim poziomem tłuszczu, soli lub cukru i przeprowadzone zostaną konsultacje w sprawie całodobowego zakazu. Te produkty nie będą mogły być oferowane w ramach promocji "kup jeden, drugi dostaniesz gratis", ani eksponowane w sklepach przy kasach oraz przy wejściu.

Wszystkie sieci restauracji i kawiarni, które zatrudniają ponad 250 osób, w tym te oferujące produkty na wynos i z dostawą, będą musiały umieszczać informację o liczbie kalorii w sprzedawanych produktach, a przed końcem roku przeprowadzone zostaną publiczne konsultacje w sprawie zamieszczania informacji o kaloriach na produktach alkoholowych.

Ponadto publiczna służba zdrowia NHS będzie przykładała większą wagę do utrzymywania prawidłowej wagi, m.in. zatrudniając specjalnych trenerów doradzających pacjentom czy internetowe narzędzia do tego, zaś lekarze pierwszego kontaktu mają zapisywać pacjentom np. jazdę na rowerze czy inne ćwiczenia fizyczne.

„Odchudzanie jest trudne, ale dzięki niewielkimi zmianom możemy wszyscy być sprawniejsi i czuć się zdrowiej. Jeśli wszyscy zrobimy, co w naszej mocy, możemy zmniejszyć nasze ryzyko dla zdrowia i chronić się przed koronawirusem, jak również odciążyć NHS” – oświadczył brytyjski premier Boris Johnson. „Każdy wie, jak ciężkie może być odchudzanie, więc podejmujemy odważne działania, aby pomóc każdemu, kto tego potrzebuje. Wsparte inspirującą kampanią i nowymi inteligentnymi narzędziami, sprawią one, że kraj będzie zdrowo odżywiał się i tracił kilogramy” – powiedział z kolei minister zdrowia Matt Hancock.

Jak wynika z przedstawionych przez rząd danych, ponad 63 proc. dorosłych w Wielkiej Brytanii ma wyższą wagę niż powinna, przy czym prawie 36 proc. ma nadwagę, a prawie 28 proc. jest otyła. Niepokojącą tendencją jest zwłaszcza to, że na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza nie tylko zwiększył się odsetek osób z wagą wyższą niż prawidłowa, ale szczególnie – prawie dwukrotnie – osób otyłych.

Otyłość z kolei przekłada się na ryzyko zgonu z powodu Covid-19. Jak wynika ze statystyk rządowej agencji Public Health England, w przypadku osób otyłych prawdopodobieństwo zgonu w przypadku zakażenia koronawirusem jest o 40 proc. wyższe niż u osób o prawidłowej wadze.

Rządowa kampania przeciw otyłości jest dużym zwrotem dokonanym przez Borisa Johnsona, który w przeszłości krytykował podatki na produkty zawierające tłuszcz, sól i cukier jako nadopiekuńczość państwa, a swoje poglądy w tej sprawie opisywał jako „libertariańskie”. Jak wyjaśnił w tekście napisanym dla „Daily Express”, do zmiany stanowiska skłonił go pobyt w szpitalu z powodu ciężkiego zakażenia koronawirusem. Przyznał też, że sam od dawna zmaga się z nadmierną wagą. „Od lat chciałem zrzucić wagę i jak wielu osobom, nie udawało mi się to. Spadała ona i rosła, ale podczas epidemii koronawirusa, którego ja też złapałem, zrozumiałem jak ważne jest, by nie mieć nadwagi” – napisał brytyjski premier.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Topi Pigula z Pixabay 

Rząd chce walczyć z otyłością wśród Brytyjczyków

UE nałożyła pierwsze w historii sankcje za cyberataki

Unia Europejska zdecydowała o nałożeniu pierwszych w historii sankcji na osoby i podmioty stojące za cyberatakami na Wspólnotę i jej państwa członkowskie. Obejmują one m.in. odpowiedzialnych za atak hakerski na Organizację ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW).

Rada UE podjęła w czwartek w Brukseli decyzję o nałożeniu sankcji na sześć osób i trzy podmioty odpowiedzialne za różne cyberataki lub w nie zaangażowane. Obejmują one m.in. odpowiedzialnych za próbę cyberataku na OPCW z 2017 roku.

Jak wynika z informacji podanych przez holenderski rząd (OPCW ma siedzibę w Hadze), za atakiem hakerskim z kwietnia 2017 roku stał rosyjski wywiad wojskowy GRU. Atak został przerwany przez holenderskie służby specjalne we współpracy z brytyjskimi.

Ograniczeniami objęto czterech funkcjonariuszy GRU oraz Główny Ośrodek Specjalnych Technologii GRU. Dodatkowo, za inne ataki na państwa członkowskie UE, restrykcje zostały nałożone na dwóch obywateli Chin, jedną firmę chińską oraz jedną północnokoreańską.

Sankcje obejmują zakaz podróżowania na terytorium UE i zamrożenie aktywów. Ponadto osobom i podmiotom z UE zabrania się udostępniania funduszy wymienionym jednostkom.

Ramy prawne sankcji związanych z cyberatakami zostały przyjęte w maju 2019 roku. Sankcje mają funkcję odstraszającą i zniechęcającą, nie oznaczają przypisania odpowiedzialności danemu państwu, a raczej wywodzącej się z niego instytucji.

"Będziemy nadal zacieśniać naszą współpracę, by wspierać międzynarodowe bezpieczeństwo i stabilność w cyberprzestrzeni, zwiększać globalną odporność oraz podnosić świadomość na temat cyberzagrożeń i złośliwej cyberprzestrzeni" - powiedział szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)

UE nałożyła pierwsze w historii sankcje za cyberataki

Media: podróżni z Belgii, Luksemburga i Chorwacji zagrożeni kwarantanną

Belgia, Luksemburg i Chorwacja są najbardziej zagrożone usunięciem z brytyjskiej listy krajów, z których przyjazd nie łączy się z obowiązkiem odbycia 14-dniowej kwarantanny - podał w środę dziennik "Daily Telegraph".

Jeśli w którymś kraju sytuacja będzie się wymykać spod kontroli, brytyjski rząd będzie działał natychmiast i bez uprzedzenia - zapewnił w środę minister kultury Oliver Dowden. "Byłoby nierozsądne, gdyby rząd nie nałożył tych ograniczeń, jeśli uważamy, że istnieje ryzyko i nałożymy je, gdy tylko ryzyko się zmaterializuje" - powiedział w stacji Sky News.

"Nie możemy ryzykować ponownego sprowadzenia (koronawirusa) z innych krajów, w których częstotliwość występowania rośnie. Jeśli wiemy, że istnieje ryzyko, wprowadzimy te ograniczenia natychmiast" - podkreślił.

W sobotę wieczorem brytyjski rząd ogłosił z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem, że od niedzieli przywrócony zostaje obowiązek kwarantanny dla przyjeżdżających z Hiszpanii, co postawiło w trudnej sytuacji tysiące brytyjskich turystów, którzy po jej zniesieniu dwa tygodnie wcześniej zdążyli wyjechać do tego kraju na wakacje.

W piątek rząd dokona kolejnej rewizji listy krajów, po przyjeździe z których nie trzeba odbywać kwarantanny. Według "Daily Telegraph", najbardziej zagrożone są Belgia i Luksemburg, gdzie od początku miesiąca liczba zakażeń na 100 tys. mieszkańców wzrosła odpowiednio 3- i 2,5-krotnie.

W rządzie jest także poważne zaniepokojenie sytuacją w Chorwacji, która podobnie jak Hiszpania jest popularnym kierunkiem wyjazdów wakacyjnych Brytyjczyków. Ponadto, jak podaje gazeta, na nieoficjalnej liście zagrożonych krajów są też Bahamy, Monako, Gibraltar i Czechy.

Z kolei w rozmowie ze stacją BBC minister Dowden odniósł się do postulatów prezesa londyńskiego lotniska Heathrow Johna Holland-Kaye, który powiedział, że brytyjski rząd powinien współpracować z władzami lotnisk w celu przeprowadzania masowych testów dla przylatujących, co pozwoliłoby na uniknięcie kwarantanny.

"Nie jesteśmy w punkcie, w którym istnieje realna alternatywa dla 14-dniowej kwarantanny. To nie wygląda tak, że można komuś po prostu zrobić test i upewnić się, że nie ma choroby. Wirus może się rozwijać przez pewien czas, więc testowanie na granicy nie jest żadnym panaceum" - wyjaśnił Dowden.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Stela Di z Pixabay 

Media: podróżni z Belgii, Luksemburga i Chorwacji zagrożeni kwarantanną

Rwandyjczyk oskarżony o podłożenie ognia w katedrze w Nantes w trzech miejscach

Prokuratura oskarża Rwandyjczyka Emmanuela, wolontariusza diecezji w Nantes, o podłożenie ognia w trzech miejscach katedry: na dużych i małych organach oraz panelu elektrycznym. 39-latek przyznał się do podpalenia katedry i został aresztowany w nocy z soboty na niedzielę.

Emmanuel jest katolikiem. Był odpowiedzialny za zamknięcie katedry w piątek wieczorem w przeddzień pożaru. Miał wszystkie klucze do budynku. „W jego zeznaniach zauważono pewne sprzeczności” – stwierdził prokurator z Nantes Pierre Sennes.

„Praca ekspertów z centralnego laboratorium prefektury policji w Paryżu umożliwiła ustalenie obecności śladów produktu łatwopalnego” – wyjaśnił. „Zgodnie z naszymi informacjami to wysoce łatwopalny środek czyszczący. Te elementy pozwoliły nam ustalić kryminalne pochodzenie pożaru" - stwierdził Sennes, cytowany przez dziennik „Le Monde”

Śledczy przesłuchali 30 osób. Na nagraniu zarejestrowanym przez miejską kamerę na 15 minut przed pierwszym wezwaniem straży pożarnej o godzinie 7.45 rano pojawia się mężczyzna. Śledczy uważają, że jest to podejrzany – pisze „Le Monde"

Według dziennika oskarżony miał opuścić Francję z powodów formalnych już 15 listopada 2019 r. Z kolei „Le Parisien” twierdzi, że Rwandyjczyk miał wyjechać w marcu.

Emmanuel przyjechał z Rwandy do Francji w 2012 r, był zaprzyjaźniony z diecezją, wielokrotnie służył do mszy. Oskarżenie o podpalenie katedry wywołują niedowierzanie wśród ludzi, którzy go znali.

„Nie sądzę, żeby mógł podpalić katedrę. To miejsce, które kocha” - powiedział strażnik katedry Jean-Charles Nowak. „To człowiek spokojny, bardzo miły, uśmiechnięty, ale raczej milczący. Wiem, że ma wiele problemów zdrowotnych i bardzo cierpiał w Rwandzie. Oddał przysługę ojcu Champenois, który nie miał nikogo, kto mógłby służyć do mszy w sobotę wieczorem. Dlatego też regularnie służył do mszy” – powiedział Nowak stacji BFM TV.

Rektor katedry ks. Hubert Champenois po pierwszym aresztowaniu Rwandyjczyka oświadczył, że ma „całkowite zaufanie” do tego wolontariusza. Organista Michel Bourcier również nie wierzył w winę Emmanuela. W wywiadzie dla dziennika „Ouest-France” określił Rwandyjczyka jako niezwykle uprzejmego. Gazeta przytacza maile oskarżonego wysyłane do znajomych osób z diecezji, w których skarżył się na kłopoty zdrowotne oraz na nieprzedłużenie mu wizy oraz odrzucenie wniosku o przyznaniu mu statusu uchodźcy.

"Mój klient gorzko żałuje swojego czynu. Jest teraz pochłonięty wyrzutami sumienia i przytłoczony ogromem wydarzeń. To ktoś, kto się boi" – stwierdził adwokat oskarżonego, mecenas Quentin Chabert, którego cytuje dziennik „Le Figaro”.

Pożar w katedrze św. Piotra i Pawła w Nantes wybuchł w sobotę 18 lipca, przed godz. 8 rano i został opanowany około godz. 10. W akcji gaśniczej brało udział ok. 100 strażaków. W pożarze całkowicie spłonęły barokowe organy z XVII w., które uniknęły zniszczenia podczas rewolucji francuskiej i pożaru świątyni w styczniu 1972 roku. Prace rekonstrukcyjne po tamtym pożarze trwały 13 lat.

Oprócz organów 18 lipca zniszczone zostały również XVI-wieczne witraże, stalle i obrazy. Szczęśliwie nie ucierpiały zlokalizowane w pobliżu chóru nagrobki księcia Franciszka II i Małgorzaty de Foix, rodziców ostatniej księżnej niezależnej Bretanii, późniejszej królowej Francji, Anny Bretońskiej.

Rwandyjczykowi grozi kara 10 lat pozbawienia wolności i grzywna w wysokości 150 tys. euro.

Z Paryża Katarzyna Stańko (PAP)

 

foto : twitter / F_Desouche

Rwandyjczyk oskarżony o podłożenie ognia w katedrze w Nantes w trzech miejscach

37,8 stopnia C - najwyższa temperatura w tym roku i trzecia w historii

Aż 37,8 stopnia Celsjusza zanotowano w piątek po południu w Londynie, co jest najwyższą temperaturą w tym roku i trzecią najwyższą w Wielkiej Brytanii od czasu, gdy prowadzone są pomiary - poinformował urząd meteorologiczny Met Office.

Rekordową temperaturę odnotowano o godz. 14.41 w stacji pomiarowej na londyńskim lotnisku Heathrow, ale niewiele niższa - 37,3 stopnia - była w ogrodzie botanicznym Kew Gardens w południowo-zachodniej części brytyjskiej stolicy.

Jak powiedziała rzeczniczka Met Office Nicola Maxey, od kiedy prowadzone są pomiary, wcześniej tylko trzy razy zdarzyło się, by temperatura w Wielkiej Brytanii przekroczyła 37 stopni.

Absolutnym rekordem kraju jest 38,7 stopnia, które 25 lipca 2019 roku zanotowano w ogrodach botanicznych Uniwersytetu w Cambridge, a drugi przypadek wyższej temperatury od tej z piątku miał miejsce 10 sierpnia 2003 roku w Faversham w hrabstwie Kent w południowo-wschodniej Anglii. Z kolei po raz pierwszy temperatura przekroczyła 37 stopni 3 sierpnia 1990 roku w Cheltenham w hrabstwie Gloucestershire w południowo-zachodniej Anglii - było wtedy 37,1 stopnia.

W związku z upalną temperaturą Brytyjczycy ponownie, tak samo jak było to w czerwcu, masowo pojechali na plaże, które były zatłoczone do granic możliwości. Tym razem najgorsza sytuacja była w Brighton, gdzie władze miejskie nawet apelowały na Twitterze, by nie przyjeżdżać, bo plaża i miasto są już przepełnione, ale podobnie wyglądała sytuacja praktycznie na całym południowym wybrzeżu Anglii.

Piątkowe upały będą najprawdopodobniej tylko chwilowym skokiem temperatury. Jak wskazuje Met Office, lipiec był chłodniejszy niż zazwyczaj, a już w sobotę nad Wielką Brytanię nadciągnie fala chłodnego powietrza i temperatura nie będzie przekraczać 25 stopni. Możliwe są też burze i ulewne deszcze.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Yves Bernardi z Pixabay 

37,8 stopnia C - najwyższa temperatura w tym roku i trzecia w historii

Związkowcy w British Airways grożą strajkiem

Związek zawodowy Unite, który reprezentuje 30 tys. pracowników linii British Airways, zagroził we wtorek kierownictwu linii natychmiastowym strajkiem, jeśli nie zrezygnuje ono z planów nowych umów, obniżających wynagrodzenia.

W kwietniu właściciel brytyjskiej linii, konsorcjum IAG, ostrzegło, że w związku ze spadkiem popytu na podróże lotnicze, co jest skutkiem pandemii koronawirusa, może zwolnić do 12 tys. pracowników.

W ubiegłym tygodniu reprezentujący pilotów związek zawodowy BALPA zgodził się na zawarcie porozumienia z władzami spółki, które przewiduje obniżki wynagrodzeń dla 4000 pilotów, ale zwolnienie z pracy tylko 270, zamiast planowanych początkowo 1200. Jednak negocjacje z Unite, który reprezentuje pozostałych pracowników, w tym personel pokładowy i obsługę naziemną, cały czas tkwią w martwym punkcie.

Kierownictwo British Airways ostrzegło pracowników, że jeśli do końca lipca nie zostanie osiągnięte porozumienie, będzie musiało wręczyć im umowy zmieniające warunki pracy, co w większości przypadków - ale jak podkreślono, nie we wszystkich - będzie oznaczało spadek zarobków.

Szef Unite Len McCluskey w liście wysłanym do prezesa British Airways Alexa Cruza oskarżył go o arogancję i stosowanie "taktyki spalonej ziemi" oraz zapowiedział, iż jeśli się z nie wycofa z tych propozycji, związek zacznie natychmiastową akcję strajkową.

"Opublikował pan harmonogram zwalniania i ponownego zatrudniania tysięcy pracowników w dniu 7 sierpnia. Będziemy pracować w każdej godzinie od teraz do tego dnia, aby przekonać Was, żebyście tego nie robili. Może pan potraktować ten list jako nasze zobowiązanie do tego. Możecie jednak potraktować to również jako zamiar obrony naszych członków poprzez przejście do akcji protestacyjnych ze skutkiem natychmiastowym" - napisał McCluskey.

W odpowiedzi rzecznik BA wyraził rozczarowanie postawą Unite. "To rozczarowujące, że firma, która robi wszystko, co w jej mocy, aby ratować miejsca pracy, jest wskazywana przez Unite jako obiekt narodowej krytyki, kiedy w każdej branży w całym kraju likwidowane są miejsca pracy. To, co proponujemy, to wprowadzenie rozsądnych zmian w umowach, aby umożliwić nam konkurowanie z liniami lotniczymi o znacznie niższych kosztach operacyjnych i większej elastyczności. Jeśli pracownicy zaakceptują zmiany w sposobie pracy lub warunkach zatrudnienia, liczymy, że będziemy w stanie uratować więcej miejsc pracy" - oświadczył rzecznik.

Jak podaje stacja Sky News, British Airways wykonuje obecnie ok. 15 proc. przelotów w stosunku do siatki połączeń sprzed pandemii, co powoduje stratę w wysokości 20 mln funtów dziennie.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

Obraz JoeBreuer z Pixabay 

Związkowcy w British Airways grożą strajkiem

Książę Harry i księżna Meghan dystansują się od książki na ich temat

Książę Harry i jego żona księżna Meghan wydali w sobotę oświadczenie, w której zaprzeczyli, by brali udział w powstawaniu książki "Finding Freedom" ("Znajdując wolność") na ich temat. Zapowiadana na sierpień książka ma być krytyczna wobec rodziny królewskiej.

"Książę i księżna Sussex nie udzielali wywiadów ani nie wnieśli żadnego wkładu w +Finding Freedom+" - oświadczył rzecznik pary książęcej cytowany przez Reutera.

Książka dwójki dziennikarzy specjalizujących się w sprawach rodziny królewskiej ma opisywać napięte stosunki między parą książęcą a resztą rodziny. Opublikowane przez dziennik "The Times" fragmenty książki mówią m.in. o rzekomej niechęci Windsorów do pochodzącej z USA księżnej oraz zazdrości ze względu na popularność pary. Według "The Telegraph" publikacja przedstawia Harry'ego i Meghan jako innowatorów mogących zmodernizować monarchię, tłamszonych przez urzędników i wrogą prasę.

W lutym para przeniosła się do Stanów Zjednoczonych, ogłaszając potem rezygnację ze swoich oficjalnych ról w brytyjskiej monarchii. (PAP)

 

foto : twitter / PHarry_Meghan

Książę Harry i księżna Meghan dystansują się od książki na ich temat

Wielka Brytania i UE uzgodniły harmonogram rozmów do października

Wielka Brytania i Unia Europejska uzgodniły, że będą kontynuować do 2 października negocjacje na temat ich przyszłych relacji po zakończeniu okresu przejściowego po brexicie - poinformował w piątek główny brytyjski negocjator David Frost.

Jak napisano w dokumencie, który Frost zamieścił na Twitterze, kolejne rundy negocjacyjne będą się odbywać w sierpniu i we wrześniu - o ile sytuacja epidemiczna na po pozwoli, na przemian w Brukseli i Londynie.

Zgodnie z przedstawionym harmonogramem, następna - siódma - runda odbędzie się w dniach 17-21 sierpnia w Brukseli, a kolejne 7-11 września w Londynie i od 28 września do 2 października znów w Brukseli. W miarę potrzeby mogą być one uzupełnione spotkaniami głównych negocjatorów - czyli Frosta i Michela Barniera - oraz ich zespołów w węższym formacie, na co przeznaczono tygodnie między 24 a 31 sierpnia oraz 14 a 21 września.

Przedstawienie przez Frosta harmonogramu negocjacji zmniejsza prawdopodobieństwo, że Wielka Brytania zerwie negocjacje, czym wcześniej groziła, jeśli nie dostrzeże w nich postępu.

Wielka Brytania i UE powinny przed końcem roku, gdy upłynie okres przejściowy po brexicie, zawrzeć umowę regulującą ich przyszłe stosunki, w tym zwłaszcza handlowe, gdyż w przeciwnym razie od 1 stycznia 2021 roku w handlu między nimi będą mogły obowiązywać cła i inne bariery.

Jednak jak dotychczas po każdej zakończonej rundzie negocjacyjnej Frost i Barnier zgadzali się głównie w tym, że nie osiągnięto postępu, a między stronami pozostają duże rozbieżności. Pod koniec czerwca Wielka Brytania oficjalnie zakomunikowała, że nie zwróci się o przedłużenie okresu przejściowego.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Wielka Brytania i UE uzgodniły harmonogram rozmów do października

Rząd zawarł czwartą umowę na zakup potencjalnej szczepionki na Covid-19

Brytyjski rząd podpisał umowę z koncernami farmaceutycznymi Sanofi i GSK na zakup 60 mln dawek wspólnie opracowanej przez nie potencjalnej szczepionki przeciw koronawirusowi. To już czwarta taka umowa, mimo że nie zakończono jeszcze testów żadnej ze szczepionek.

Wcześniej zawarto umowę na zakup 100 mln dawek szczepionki stworzonej przez naukowców z Uniwersytetu w Oxfordzie, która produkowana będzie przez firmę AstraZeneca, zaś w zeszłym tygodniu podpisano umowę na zakup 30 mln dawek od BionNTech i Pfizer oraz wstępną umowę na zakup 60 mln od firmy Valneva.

To oznacza, że Wielka Brytania, która nie zdecydowała się na przystąpienie do wspólnego programu zakupu szczepionek przez Unię Europejską, zapewniła już sobie ewentualną dostawę 250 mln sztuk szczepionek, choć na razie nie ma pewności, czy którakolwiek z nich okaże się skuteczna w walce z koronawirusem.

"Nasi naukowcy i badacze próbują w niespotykanym dotąd tempie i na niespotykaną dotąd skalę znaleźć bezpieczną i skuteczną szczepionkę. Chociaż ten postęp jest naprawdę niezwykły, faktem jest, że nie ma żadnych gwarancji. Ważne jest, abyśmy w tym czasie zapewnili sobie wczesny dostęp do różnych obiecujących kandydatów na szczepionki, takich jak ta z GSK i Sanofi, aby zwiększyć nasze szanse na znalezienie takiej, która sprawdzi się, byśmy mogli chronić społeczeństwo i ratować życie" - oświadczył brytyjski minister biznesu Alok Sharma. Nie ujawniono finansowych szczegółów umowy.

Testy na ludziach szczepionki opracowanej przez Sanofi i GSK mają się rozpocząć we wrześniu. Jeśli zakończą się one powodzeniem, to według producentów mogłaby ona uzyskać niezbędne zezwolenia na dopuszczenie do użycia w pierwszej połowie przyszłego roku. Przez ten czas obie firmy chcą zwiększyć moce produkcyjne do poziomu miliarda dawek rocznie.

Brytyjski rząd już wcześniej oświadczył, że jeśli którakolwiek ze szczepionek okaże się skuteczna, priorytetowy dostęp do niej będą mieli pracownicy służby zdrowia, opieki społecznej oraz osoby szczególnie narażone na zakażenie koronawirusem.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Miguel Á. Padriñán z Pixabay 

Rząd zawarł czwartą umowę na zakup potencjalnej szczepionki na Covid-19

Raport: Otyłość zwiększa ryzyko śmierci na Covid-19

Osoby otyłe są o 40-90 proc. bardziej narażone na śmierć w wyniku zakażenia koronawirusem niż osoby o wadze utrzymanej w normie - wynika z raportu agencji Public Health England opublikowanego w sobotę. Do zrzucenia wagi obywateli namawiał również premier Boris Johnson.

Według agencji podległej brytyjskiemu ministerstwu zdrowia osoby, których wskaźnik wagi ciała (BMI) mieści się w przedziale 30-35, umierają na Covid-19 o 40 proc. częściej. Ryzyko jest prawie dwukrotnie większe (90 proc. wyższe niż u osób w przedziale BMI mieszczącym się w normie , tj. 18,5-25), u osób o wartości BMI powyżej 40.

"Obecne dane jasno wskazują, że nadwaga lub otyłość wiąże się z większym ryzykiem poważnej choroby lub zgonu z powodu Covid-19, podobnie jak w przypadku wielu innych chorób zagrażających życiu" - twierdziła dietetyk PHE Alison Tedstone, cytowana przez agencję Reutera.

W piątek do zrzucenia wagi Brytyjczyków wezwał premier Boris Johnson, który sam przyznał, że stara się stracić na wadze po tym, gdy ciężko przeszedł infekcję koronawirusem w kwietniu.

"Nie jestem zwykle zwolennikiem polityki niańczenia i rozkazywania, ale rzeczywistość jest taka, że otyłość jest jednym z czynników występowania chorób współistniejących" - stwierdził szef rządu.

Brytyjskie media donoszą, że rząd zastanawia się nad wprowadzeniem ograniczeń reklam niezdrowej żywności. (PAP)

Obraz Anja🤗#helpinghands #solidarity#stays healthy🙏 z Pixabay 

Raport: Otyłość zwiększa ryzyko śmierci na Covid-19

W. Brytania przywraca kwarantannę dla przybywających z Luksemburga i restrykcje w płn. Anglii

Brytyjski rząd przywrócił w czwartek wieczorem obowiązek 14-dniowej kwarantanny dla przyjeżdżających z Luksemburga oraz zakaz spotykania się przez osoby z różnych gospodarstw domowych w zamkniętych pomieszczeniach w kilku miastach na północy Anglii.

Obowiązek kwarantanny dla przyjeżdżających z Luksemburga wejdzie w życie w piątek o 10 rano czasu londyńskiego. Luksemburg jest drugim państwem, które najpierw znalazło się na liście tych, skąd przyjazd nie łączy się z koniecznością odbycia kwarantanny, jednak później zostało z niej zdjęte - w miniony weekend taką decyzję podjęto w stosunku do Hiszpanii.

Przywrócenie obowiązku kwarantanny dla osób przyjeżdżających z Luksemburga nie jest zaskoczeniem, bo od kilku dni członkowie brytyjskiego rządu powtarzali, że nie zawahają się przed takimi decyzjami, jeśli w jakimś kraju będzie szybko rosła liczba zakażeń. Według danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), w Luksemburgu jest obecnie najwyższy wskaźnik zakażeń na 100 tys. mieszkańców w całej Unii Europejskiej.

Pewnym zaskoczeniem może być co najwyżej fakt, że z decyzją tą nie poczekano do zaplanowanego na piątek cotygodniowego przeglądu listy. Przyspieszyło ją to, że kilka godzin wcześniej obowiązek kwarantanny dla przybywających z Luksemburga przywróciły władze Szkocji. Co roku Luksemburg odwiedza ok. 120 tys. Brytyjczyków.

Również w czwartek wieczorem brytyjskie ministerstwo zdrowia zaostrzyło restrykcje koronawirusowe w kilku miastach i miejscowościach północnej Anglii.

Od północy w nocy z czwartku na piątek w całym hrabstwie metropolitalnym Greater Manchester, a także w Blackburn i Darwen, Burnley, Hyndburn, Pendle, Rossendale we wschodniej części hrabstwa Lancashire oraz w Bradford, Calderdale, Kirklees w West Yorkshire osoby z różnych gospodarstw domowych nie mogą się spotykać w zamkniętych przestrzeniach. Utrzymano też obowiązywanie tego samego zakazu w przypadku miasta Leicester, które przed miesiącem jako pierwsze miasto w kraju zostało objęte lokalną blokadą. Wprowadzony w czwartek zakaz obejmuje tereny - wliczając w to Leicester - zamieszkałe przez ok. 4 mln osób.

"Podejmujemy te działania z ciężkim sercem, ale niestety jest to konieczne ponieważ widzieliśmy, że spotkania członków gospodarstw domowych i brak społecznego dystansu są jednymi z przyczyn rosnącego tempa występowania koronawirusa i zrobimy wszystko, co konieczne, aby zapewnić bezpieczeństwo kraju. Stale jesteśmy czujni, przyglądaliśmy się danym i niestety widzieliśmy w niektórych częściach północnej Anglii wzrost liczby przypadków koronawirusa" - oświadczył minister zdrowia Matt Hancock.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz Rudy and Peter Skitterians z Pixabay 

W. Brytania przywraca kwarantannę dla przybywających z Luksemburga i restrykcje w płn. Anglii

Kolejne miasto w północno-zachodniej Anglii wprowadza lokalne restrykcje

Władze miejskie Oldham w północno-zachodniej Anglii wprowadziły we wtorek dodatkowe restrykcje w związku z 4,5-krotnym wzrostem liczby zakażeń koronawirusem w ciągu tygodnia. To kolejne miasto w tym regionie, które zdecydowało się na taki krok.

Zgodnie z zaleceniami mieszkańcy nie mogą odwiedzać innych osób w ich domach, a podczas spotkań na zewnątrz muszą utrzymywać dwumetrową odległość. Ponadto wszyscy, którzy z powodu szczególnej podatności na zakażenie izolują się, muszą nadal to robić co najmniej do 14 sierpnia, zaś domy opieki nie mogą luzować restrykcji dotyczących odwiedzin. Wszystkie te zalecenia mają pozostać w mocy przez dwa tygodnie.

"Nalegamy, aby mieszkańcy nadal poważnie traktowali ryzyko związane z koronawirusem i trzymali się wytycznych. Najlepszym sposobem na uniknięcie infekcji jest maksymalne ograniczenie kontaktu z innymi i pozostanie w domu, jeśli tylko można, w tym praca z domu" - powiedziała wiceprzewodnicząca rady miejskiej Arooj Shah. Jak dodała, te działania są kluczowe, aby zapobiec pełnej blokadzie, jaką pod koniec czerwca rząd nałożył na Leicester w środkowej Anglii (obecnie została ona już trochę poluzowana).

Rada miejska Oldham wyjaśniła, że powodem wprowadzenia dodatkowych restrykcji jest "dramatyczny" wzrost przypadków koronawirusa, który nastąpił w ostatnim tygodniu. W ciągu siedmiu dni do soboty 25 lipca włącznie w Oldham wykryto 119 zakażeń, co uwzględniając populację całego dystryktu metropolitalnego Oldham przekłada się na 50,2 zakażeń na 100 tys. mieszkańców. W ciągu poprzednich siedmiu dni było tylko 26 zakażeń. Mimo tego wzrostu wskaźnik infekcji jest wciąż prawie trzy razy niższy niż był w Leicester w momencie nakładania blokady.

Podobne restrykcje wprowadziły w ostatnich dniach także władze lokalne w kilku innych miastach i miejscowościach północno-zachodniej Anglii - Rochdale, Blackburn i Darwen oraz Pendle.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : Oldham   twitter / William251201

Kolejne miasto w północno-zachodniej Anglii wprowadza lokalne restrykcje

Od niedzieli kwarantanna dla wszystkich przyjeżdżających z Hiszpanii

Od niedzieli wszyscy podróżni przyjeżdżający do Wielkiej Brytanii z Hiszpanii będą zobowiązani do odbycia 14-dniowej kwarantanny - poinformowało w sobotę brytyjskie ministerstwo transportu. To efekt rosnącej liczby zakażeń koronawirusem w Hiszpanii.

Wcześniej o takiej decyzji poinformowały władze Szkocji i Irlandii Północnej. Obowiązek kwarantanny wejdzie w życie o północy z soboty na niedzielę, zaledwie kilka godzin po ogłoszeniu decyzji. W wyniku postanowień władz Hiszpania zostaje zdjęta z listy krajów zwolnionych z obowiązku odbywania kwarantanny. Jednocześnie brytyjski resort spraw zagranicznych odradził podróże do Hiszpanii.

Zmiana jest konsekwencją rosnącej liczby zakażeń w Hiszpanii. Zwiększoną liczbę zakażeń zanotowano m.in. w Barcelonie, Saragossie i Madrycie. W Katalonii miejscowe władze zdecydowały w sobotę o zamknięciu dyskotek.

W ciągu ostatniego tygodnia w całym kraju zanotowano ponad 11 tys. nowych przypadków Covid-19.

W odpowiedzi na działania brytyjskich władz rzeczniczka hiszpańskiego MSZ stwierdziła, że rozumie ich decyzje, lecz podkreśliła, że Hiszpania jest "bezpiecznym krajem", z odizolowanymi i kontrolowanymi ogniskami infekcji. (PAP)

Obraz Kristina Spisakova z Pixabay 

Od niedzieli kwarantanna dla wszystkich przyjeżdżających z Hiszpanii

Dalsze luzowanie restrykcji wstrzymane o co najmniej dwa tygodnie

Zaplanowane na sobotę dalsze luzowanie restrykcji, wprowadzonych z powodu koronawirusa, zostaje przesunięte o co najmniej dwa tygodnie - ogłosił w piątek brytyjski premier Boris Johnson. Zapowiedział też rozszerzenie obowiązku zasłaniania twarzy na kolejne miejsca.

Decyzja o "naciśnięciu na pedał hamulca" została podjęta ze względu na "pełzającą w górę" liczbę nowych zakażeń i w celu utrzymania wirusa pod kontrolą - wyjaśnił brytyjski premier podczas konferencji prasowej na Downing Street.

Towarzyszący mu naczelny lekarz Anglii Chris Whitty ostrzegł, że kraj "prawdopodobnie osiągnął granice lub okolice granic tego, co możemy zrobić w zakresie otwarcia społeczeństwa", nie powodując dalszego wzrostu liczby przypadków koronawirusa.

Od soboty w Anglii miały zostać otwarte kasyna, kręgielnie i lodowiska pod dachem, miały się rozpocząć przestawienia teatralne i koncerty w zamkniętych przestrzeniach z ograniczoną liczbą widzów, a w obiektach sportowych i salach konferencyjnych planowano rozpocząć pilotażowe programy przygotowujące do wznowienia wydarzeń z udziałem publiczności. Ponadto zapowiedziano, że od soboty dopuszczone będą wesela z udziałem maksymalnie 30 osób. Jednak wszystkie te zmiany wejdą w życie najwcześniej 15 sierpnia.

Dodatkowo od 8 sierpnia, czyli następnej soboty, konieczne będzie zasłanianie twarzy w takich miejscach, jak kina, muzea, galerie czy miejsca kultu religijnego, co biorąc pod uwagę, że jest to już wymagane w komunikacji publicznej oraz sklepach, oznacza, iż ten obowiązek będzie dotyczył wszystkich zamkniętych przestrzeni publicznych poza barami, pubami i restauracjami.

Pozostałe zmiany, jakie planowano - czyli zostawienie pracodawcom decyzji, czy praca ma być wykonywana zdalnie, czy w biurach, oraz zezwolenie osobom, którym ze względu na wysokie ryzyko zakażenia zalecano ścisłe pozostawanie w domach, na wychodzenie z nich - pozostają w mocy.

Johnson powiedział też, że na razie nie zostają zmienione w skali całego kraju zasady dotyczące utrzymywania dystansu bądź kontaktów międzyludzkich, ale ostrzegł, że dalsze ponowne zaostrzenie decyzji może być konieczne. "Nie chcę mówić ludziom, żeby spędzali mniej czasu ze swoimi przyjaciółmi. Ale jeśli ludzie nie będą przestrzegać zasad i zachowywać się bezpiecznie, może będziemy musieli pójść dalej" - oświadczył brytyjski premier.

W czwartek wieczorem rząd wprowadził w kilku miastach północno-zachodniej i północnej Anglii, m.in. w Manchesterze i Bradford, zakaz odwiedzin w domach oraz spotykania się przez osoby z różnych gospodarstw domowych w zamkniętych przestrzeniach publicznych. To reakcja na szybko rosnące tam liczby nowych zakażeń.

Johnson ogłaszając wstrzymanie planu luzowania restrykcji przywołał sytuację w części krajów europejskich, gdzie ponownie wzrasta liczba zakażeń, a także szacunki brytyjskiego urzędu statystycznego ONS, według których w tygodniu 20-26 lipca wirusa miała 1 osoba na 1500, podczas gdy w poprzednim tygodniu było to 1 na 2000.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / BorisJohnson

Dalsze luzowanie restrykcji wstrzymane o co najmniej dwa tygodnie

MSZ zaleca powstrzymywanie się od podróży na hiszpańskie wyspy

Brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych rozszerzyło w poniedziałek zalecenie powstrzymywania się od podróży do Hiszpanii kontynentalnej także na należące do niej archipelagi Balearów i Wysp Kanaryjskich.

"Rozważaliśmy ogólną sytuację obywateli brytyjskich podróżujących na Baleary i Wyspy Kanaryjskie oraz z (tych archipelagów), w tym wpływ wymogu izolacji po powrocie do Wielkiej Brytanii i doszliśmy do wniosku, że powinniśmy odradzać obywatelom brytyjskim wszelkie podróże, o ile nie są niezbędne, do całej Hiszpanii" - powiedział rzecznik ministerstwa.

Do tej pory zalecenie ministerstwa spraw zagranicznych mówiło jedynie o powstrzymywaniu się od wyjazdów do Hiszpanii kontynentalnej, o ile nie są one konieczne, dopuszczało natomiast podróżowanie na hiszpańskie wyspy, choć po powrocie z nich kwarantanna też jest obowiązkowa.

W niedzielę w Wielkiej Brytanii wszedł w życie - przywrócony z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem - obowiązek odbycia 14-dniowej kwarantanny dla wszystkich przyjeżdżających z Hiszpanii. Władze w Madrycie zabiegają o to, by z tego obowiązku zwolnić podróże z Balearów i Wysp Kanaryjskich, które są popularnymi kierunkami wakacyjnymi dla brytyjskich turystów i gdzie, jak przekonują, liczba przypadków koronawirusa jest znacznie niższa niż w pozostałej części kraju.

Jak wcześniej w poniedziałek podawał dziennik "The Sun", brytyjski rząd rozważał tę kwestię, ale w rządzie był spór między ministerstwem spraw zagranicznych, które postulowało rozszerzenie zalecenia powstrzymywania się od podróży także na Baleary i Wyspy Kanaryjskie, a ministerstwem transportu, które było skłonne przychylić się do sugestii Hiszpanii.

W związku z obowiązkiem kwarantanny dla przyjazdów z Hiszpanii niskokosztowa brytyjska linia lotnicza Jet2 ogłosiła w poniedziałek, że od wtorku zawiesza - przynajmniej do połowy sierpnia - część tras do Hiszpanii i Portugalii.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz falco z Pixabay 

MSZ zaleca powstrzymywanie się od podróży na hiszpańskie wyspy

Johnson: biorę odpowiedzialność za działania rządu w związku z pandemią

Zdaniem brytyjskiego premiera Borisa Johnsona nie ma obecnie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy kwarantanna z powodu koronawirusa została w jego kraju wprowadzona zbyt późno. "Biorę odpowiedzialność za wszystko, co zrobił rząd” - powiedział Johnson w piątek w BBC.

"Kiedy słucha się rad naukowców, to tego typu pytania są zawsze otwarte - powiedział Johnson. - To (pandemia - PAP) było coś nowego, coś, czego nie rozumieliśmy tak dobrze, jakbyśmy tego chcieli w pierwszych kilku tygodniach i miesiącach. (...) nie wiedzieliśmy wtedy, do jakiego stopnia dochodziło do bezobjawowej transmisji wirusa między ludźmi".

Szef rządu podkreślił, że należy wyciągnąć naukę z doświadczeń ostatnich miesięcy; przyznał, że ministrowie mogli zrobić pewne rzeczy "inaczej". Prowadząca wywiad dziennikarka BBC Laura Kuenssberg przypomniała, że opozycyjna Partia Pracy oskarżyła rząd o "niewłaściwe postępowanie" w związku z kryzysem.

"Myślę, że można uczciwie powiedzieć, że są rzeczy, których musimy się nauczyć po tym, jak radziliśmy sobie z tym na wczesnych etapach (...) Będzie mnóstwo okazji, aby wyciągnąć wnioski z tego, co się stało” - powiedział Johnson w wywiadzie udzielonym BBC z okazji pierwszej rocznicy objęcia urzędu premiera.

Premier zaznaczył, że "być może pewne rzeczy mogliśmy zrobić inaczej i oczywiście będzie czas, aby zrozumieć, co dokładnie mogliśmy zrobić w inny sposób". "Opłakujemy wszystkich, którzy stracili życie, a myślami jesteśmy z ich bliskimi. Biorę pełną odpowiedzialność za wszystko, co zrobił rząd” - podkreślił.

Wielka Brytania jako jeden z ostatnich krajów europejskich wprowadziła ograniczenia gospodarcze i społeczne w związku z pandemią koronawirusa. W kwietniu premier sam znalazł się w szpitalu, gdy test na obecność SARS-CoV-2 dał u niego wynik pozytywny.

W Wielkiej Brytanii stwierdzono do tej pory niemal 300 tys. zakażeń koronawirusem. Zmarły 45 762 osoby, przez co kraj ten jest trzeci na świecie pod względem liczby ofiar śmiertelnych Covid-19. Więcej zgonów z powodu pandemii odnotowano tylko w USA i Brazylii. (PAP)

 

foto : twitter / BorisJohnson

Johnson: biorę odpowiedzialność za działania rządu w związku z pandemią

Minister zdrowia: nowe restrykcje w północnej Anglii były konieczne

Wprowadzenie dodatkowych restrykcji w niektórych miastach i miejscowościach północno-zachodniej i północnej Anglii było "absolutnie konieczne" - powiedział w piątek brytyjski minister zdrowia Matt Hancock.

W czwartek późnym wieczorem brytyjski rząd poinformował, że od północy w całym hrabstwie metropolitalnym Greater Manchester, a także w Blackburn i Darwen, Burnley, Hyndburn, Pendle, Rossendale we wschodniej części hrabstwa Lancashire oraz w Bradford, Calderdale, Kirklees w West Yorkshire osoby z różnych gospodarstw domowych nie mogą się spotykać w zamkniętych przestrzeniach. To oznacza zakaz wizyt domowych, a także zakaz spotykania się w pubach czy restauracjach, które pozostaną otwarte, ale mogą do nich chodzić tylko członkowie jednego gospodarstwa domowego. Zakaz obejmuje tereny zamieszkałe przez ok. 4 mln osób.

"W obliczu takiej pandemii ważne jest, aby działać szybko, gdy to jest konieczne. Nie jest to decyzja, którą ktokolwiek chciałby podjąć, ale jak już wcześniej widzieliśmy, ważne jest, aby działać szybko. Jesteśmy stale czujni i przyglądamy się danym, a w niektórych częściach północnej Anglii obserwujemy niestety wzrost liczby przypadków koronawirusa" - mówił w piątek rano Hancock w stacji Sky News.

Dodał on, że w pełni rozumie, że ta decyzja jest szczególnie trudna dla mieszkających tam muzułmanów, którzy w ten weekend obchodzą Święto Ofiarowania (Id al-Adha) i nie będą mogli się spotkać w domach. We wszystkich miejscowościach, w których wprowadzono restrykcje są duże mniejszości muzułmańskie. Jednak laburzystowski burmistrz hrabstwa Greater Manchester Andy Burnham zasugerował w stacji BBC, że wzrost liczby zakażeń w tym regionie w dużej mierze ma miejsce właśnie wśród ludności pochodzenia azjatyckiego.

Taki sam zakaz spotkań utrzymany został w Leicester w środkowej Anglii, gdzie przed miesiącem rząd wprowadził pierwszą lokalną blokadę, ale zarazem część ograniczeń w tym mieście zostanie od poniedziałku zniesiona. Otwarte mogą zostać kina, muzea, puby, bary, restauracje i salony fryzjerskie, a także mogą zostać wznowione ceremonie religijne. Nadal pozostaną zamknięte natomiast centra rozrywki, siłownie i baseny.

Tymczasem rząd Walii ogłosił, że od poniedziałku dopuszczone będą zgromadzenia do 30 osób, niezależnie od tego, z ilu gospodarstw domowych się wywodzą, a dzieci do 11. roku życia nie muszą zachowywać dystansu społecznego. Potwierdzono też, że puby, bary i restauracje mogą wznowić działalność od poniedziałku.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 

foto : twitter / MattHancock

Minister zdrowia: nowe restrykcje w północnej Anglii były konieczne

Johnson ostrzega, że w Europie są oznaki drugiej fali epidemii

Brytyjski premier Boris Johnson ostrzegł we wtorek, że w Europie są już oznaki drugiej fali epidemii koronawirusa. Jednocześnie bronił decyzji rządu o nagłym przywróceniu 14-dniowej kwarantanny dla osób przyjeżdżających z Hiszpanii.

"Musimy podejmować szybkie i zdecydowane działania tam, gdzie uważamy, że ryzyko znów zaczyna się gwałtownie zwiększać. Trzeba jasno powiedzieć - to, co dzieje się w Europie, u naszych europejskich przyjaciół, obawiam się, że w niektórych miejscach zaczynamy dostrzegać oznaki drugiej fali pandemii" - mówił Johnson podczas wizyty w hrabstwie Nottinghamshire.

W sobotę wieczorem brytyjski rząd ogłosił z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem, że od niedzieli przywrócony zostaje obowiązek kwarantanny dla przyjeżdżających z Hiszpanii, a w poniedziałek brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych dodało dwa wyspiarskie regiony Hiszpanii - Baleary i Wyspy Kanaryjskie - do listy miejsc, do których podróże są odradzane. Na tej liście już wcześniej była kontynentalna część Hiszpanii. Premier tego kraju Pedro Sanchez nazwał te decyzje nieuzasadnionymi i przekonuje, że w większości regionów brytyjscy turyści byliby bezpieczniejsi niż u siebie w kraju.

Johnson odniósł się także do doniesień dziennika "Daily Telegraph", który napisał we wtorkowym wydaniu, że w przypadku turystów wracających z Hiszpanii kwarantanna mogłaby zostać skrócona do 10 dni, o ile testy wykażą, że nie są oni zakażeni. "Zawsze szukamy sposobów na złagodzenie skutków kwarantanny, staramy się pomagać ludziom, staramy się upewnić, że nauka działa na korzyść podróżnych i wczasowiczów. Na razie musicie trzymać się wytycznych, których udzielamy, wytycznych, których udzieliliśmy na temat Hiszpanii i kilku innych miejsc na świecie" - oświadczył szef brytyjskiego rządu.

Według danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) w Wielkiej Brytanii jest obecnie 14,7 osób zakażonych na 100 tys. mieszkańców, podczas gdy w Hiszpanii ten wskaźnik jest ponad dwa razy wyższy i wynosi 35,1 na 100 tys. mieszkańców. Hiszpański rząd argumentuje, że prawie dwie trzecie nowych przypadków zanotowano w zaledwie dwóch regionach - Aragonii i Katalonii, a w sporej części kraju, w tym na Balearach i Wyspach Kanaryjskich, wskaźnik zakażeń jest niższy niż w Wielkiej Brytanii.

Hiszpania była przed pandemią zdecydowanie najpopularniejszym kierunkiem wakacyjnych wyjazdów dla brytyjskich turystów. Co roku odwiedzało ją ponad 18 mln Brytyjczyków. Johnson zastrzegł, że każdy powinien sam podejmować decyzję o zagranicznym wyjeździe wakacyjnym i brać przy tym pod uwagę możliwość nagłej zmiany zasad dotyczących kwarantanny, tak jak to miało miejsce w przypadku Hiszpanii.

"Kiedy ludzie wracają z zagranicy, wracają z miejsca, gdzie, obawiam się, jest kolejny wybuch (zakażeń), muszą przejść kwarantannę. Dlatego podjęliśmy działania i będziemy je kontynuować przez całe lato tam, gdzie jest to konieczne" - podkreślił.

We wtorek brytyjski rząd dodał kolejne pięć państw do listy tych, skąd przyjazd nie łączy się z obowiązkiem kwarantanny. Są to Estonia, Litwa, Słowacja, Słowenia oraz St. Vincent i Grenadyny. Na tej liście znajduje się obecnie ponad 60 państw i terytoriów, w większości europejskich, oraz wszystkie 14 brytyjskich terytoriów zamorskich.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz HubertPhotographer z Pixabay 

Johnson ostrzega, że w Europie są oznaki drugiej fali epidemii

Premier Johnson: antyszczepionkowcy to szaleńcy

Podczas piątkowej wizyty w londyńskiej przychodni premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson stwierdził, że przeciwnicy szczepionek są "szaleńcami". Ocenił, że zagrożenie związane z koronawirusem minie w połowie 2021 r.

Johnson odwiedził w piątek jedną z londyńskich przychodni, aby ogłosić rozszerzony program szczepień na grypę. Jak podaje telewizja Sky News, zwracając się do pielęgniarek, premier narzekał na "tych wszystkich antyszczepionkowców", którzy zdobywają popularność w ostatnim czasie.

"Oni są szaleni. Są szaleni" - ocenił Johnson.

Jak zaznaczył, jego rząd chce, by wszyscy obywatele kraju w tym roku zaszczepili się na grypę i ogłosił "największy w historii" program szczepień na tę chorobę. W ramach programu zastrzyki będą dostępne za darmo dla osób powyżej 50. roku życia i dzieci poniżej 11 lat.

"Powodem, dla którego to robimy, jest ochrona NHS (Narodowej Służby Zdrowia) w zimie, bo oczywiście wciąż mamy Covid, wciąż jest zagrożenie drugą falą Covidu, więc kluczowe będzie odciążenie NHS, więc naprawdę mam nadzieję, że każdy dostanie zastrzyk przeciwko grypie" - stwierdził premier.

Johnson ocenił, że Wielka Brytania powinna definitywnie poradzić sobie z pandemią koronawirusa do połowy przyszłego roku. Przestrzegł jednak, że kraj wciąż czekają jeszcze ciężkie czasy, jeśli chodzi o gospodarkę. (PAP)

 

foto : twitter / BorisJohnson

Premier Johnson: antyszczepionkowcy to szaleńcy

Johnson: koronawirus pod pewną dozą kontroli, ale to nie koniec pandemii

Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson powiedział w czwartek, że koronawirus znajduje się obecnie pod pewną dozą kontroli w kraju, ale jego odradzanie się w niektórych państwach europejskich wyraźnie pokazuje, że pandemia się nie skończyła.

"Kraj odniósł ogromny sukces w ograniczeniu liczby tych tragicznych zgonów, a my w tej chwili mamy go (wirusa) pod pewną dozą kontroli. Muszę wam jednak powiedzieć, że obserwujemy odradzanie się wirusa w niektórych innych krajach europejskich i możecie zobaczyć, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, a zatem jest absolutnie konieczne, abyśmy jako kraj nadal utrzymywali naszą koncentrację i dyscyplinę i abyśmy nie łudzili się, że jakoś wyszliśmy z lasu lub że to już koniec, bo to jeszcze nie koniec" - mówił Johnson podczas wizyty w hrabstwie North Yorkshire.

Według danych ze środy, w Wielkiej Brytanii na Covid-19 zmarło dotychczas 45 961 osób, co jest najgorszym bilansem w Europie i trzecim najgorszym na świecie, choć w ostatnich dniach średnia dobowa liczba zgonów ustabilizowała się na poziomie ok. 70, podczas gdy w szczycie epidemii przekraczała 900.

Johnson ocenił, że wirus "trochę bulgocze" w 10 do 30 miejscach w Wielkiej Brytanii i ważne jest, aby Brytyjczycy nadal przestrzegali zasad dystansu społecznego, myli ręce i poddawali się testom, jeśli mają jakieś symptomy koronawirusa.

Powiedział też, że w Leicester w środkowej Anglii, pierwszym mieście, które zostało objęte lokalną blokadą z powodu ponownie rosnącej liczby zakażeń, ich poziom spada.

Według najnowszych danych w ostatnich 14 dniach najwięcej przypadków na 100 tys. mieszkańców zanotowano w Blackburn i Darwen (85,3), następnie w Leicester (57,7), Oldham (53,1), Bradford (44,9)i Trafford (39,3). Poza Leicester wszystkie pozostałe miasta i miejscowości znajdują się północno-zachodniej bądź północnej Anglii. Według czwartkowych danych Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC), w całej Wielkiej Brytanii ten wskaźnik wynosi 12,4.

Wcześniej w czwartek brytyjski rząd ogłosił, że od teraz każdy, u kogo testy wykazały obecność koronawirusa albo wykazuje jego objawy, musi się izolować przez 10 dni, a nie przez siedem, jak było do tej pory.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

 Johnson: koronawirus pod pewną dozą kontroli, ale to nie koniec pandemii

Mniejszości etniczne częściej karane za łamanie restrykcji koronawirusowych

Przedstawiciele mniejszości etnicznych zauważalnie częściej niż biali Brytyjczycy byli karani mandatami za złamanie restrykcji wprowadzonych w celu zatrzymania epidemii koronawirusa - wynika z opublikowanych w poniedziałek danych brytyjskiej policji.

Statystyki dotyczą okresu od 27 marca do 25 maja w Anglii i Walii. W tym czasie tamtejsze policje nałożyły 17 039 mandatów za naruszenie restrykcji. Ponad 63 proc. z nich nałożono z powodu nieuzasadnionego przemieszczania się, a kolejne 20 proc. z powodu gromadzenia się w grupach większych niż dwie osoby. Jak oceniono, liczba mandatów była dość niewielka, bo przekłada się to na trzy na każde 10 tys. mieszkańców, a dla porównania w Szkocji było to sześć na 10 tys. mieszkańców.

Lecz w szczegółowym raporcie zwrócono uwagę na duże dysproporcje w zależności od wieku, płci i pochodzenia etnicznego. Aż 70 proc. kar nałożono na mężczyzn poniżej 45. roku życia, choć stanowią oni tylko 22 proc. całej populacji. Mężczyźni w przedziale wiekowym 18-34 lata stanowią 14 proc. populacji, ale odpowiadają za 57 proc. wszystkich kar, czyli cztery razy więcej niż wynikałoby to z odsetka jaki stanowią.

Jeśli chodzi o pochodzenie etniczne, to wskaźnik kar nałożonych na białych Brytyjczyków wynosi 2,5 na 10 tys. osób, a na mniejszości etniczne łącznie - 4,0 na 10 tys., przy czym w przypadku osób pochodzenia azjatyckiego jest to 4,7, czarnoskórych - 4,6, osób o mieszanym pochodzeniu 3,1, a innych mniejszości 2,6. To oznacza, że osoby z mniejszości były proporcjonalnie 1,6 razu częściej karane niż biali.

W grupach wiekowych 18-24 lata oraz 25-34 lata mężczyźni wywodzący się z mniejszości etnicznych byli dwukrotnie częściej karani niż biali, ale w przypadku kobiet w tych samych grupach wiekowych już nie zanotowano istotniej dysproporcji między białymi a tymi z mniejszości etnicznych.

Przewodniczący Krajowej Rady Szefów Policji (NPCC) Martin Hewitt zwrócił jednak uwagę, że dane przedstawiają tylko "częściowy obraz", ponieważ "nie pokazują setek tysięcy interakcji ze społeczeństwem, w których interwencja słowna, wyjaśnienie i zachęta były skuteczne i nie było potrzeby nakładania grzywny".

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Mniejszości etniczne częściej karane za łamanie restrykcji koronawirusowych

Możliwość uzyskania obywatelstwa przez Hongkończyków od stycznia

Ścieżka do uzyskania pełnego brytyjskiego obywatelstwa przez prawie 3 mln uprawnionych do tego Hongkończyków zostanie otwarta w styczniu 2021 r. Ubiegający się o obywatelstwo nie będą musieli mieć pracy, by przyjechać do W. Brytanii – powiadomiła w środę szefowa MSW Priti Patel.

Jak przekazała w pisemnym oświadczeniu skierowanym do parlamentu, rząd planuje otworzyć posiadaczom brytyjskich paszportów zamorskich BN(O) drogę do brytyjskiego obywatelstwa od stycznia 2021 r.

"Nie będzie sprawdzania umiejętności, wymagań dotyczących minimalnego dochodu czy potrzeb ekonomicznych ani limitów liczbowych. Daję obywatelom BN (O) możliwość uzyskania pełnego obywatelstwa brytyjskiego" - napisała minister Patel. "Nie muszą mieć pracy przed przyjazdem do Wielkiej Brytanii - mogą tutaj szukać pracy. Mogą sprowadzać swoich bliskich pozostających na bezpośrednim utrzymaniu, w tym osoby nie mające BN (O)" - dodała.

BN (O) to klasa obywatelstwa brytyjskiego, przyznana w drodze dobrowolnej rejestracji obywatelom brytyjskich terytoriów zależnych, którzy byli mieszkańcami Hongkongu przed przejęciem nad nim zwierzchnictwa przez Chiny w 1997 r.

Nie wszyscy posiadacze BN(O) mają potwierdzające to paszporty. Jak szacuje brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych, status taki ma ok. 2,9 mln osób, z czego według stanu na 24 lutego, niespełna 350 tys. miało ważne paszporty potwierdzające ten status. Ponieważ status brytyjskiej narodowości zamorskiej nie jest dziedziczony ani nie można go już nabyć, liczba 2,9 mln może się tylko zmniejszać.

Brytyjski rząd określił ustawę o bezpieczeństwie narodowym Hongkongu, która na początku lipca została przez Pekin narzucona Hongkongowi bez konsultacji z władzami tego terytorium, jako "wyraźne i poważne" naruszenie wspólnej brytyjsko-chińskiej deklaracji z 1984 roku.

Zgodnie z nią Chiny zobowiązały się, że przez 50 lat od przejęcia zwierzchnictwa nad Hongkongiem zachowają tam szeroką autonomię. Ponadto Londyn w odpowiedzi na ustawę zapowiedział zwiększenie praw 3 mln mieszkańców Hongkongu posiadających status brytyjskich obywateli zamorskich w zakresie osiedlania się w Wielkiej Brytanii wraz z możliwością uzyskania brytyjskiego obywatelstwa. (PAP)

Obraz Parco GG z Pixabay ( Hong Kong)

Możliwość uzyskania obywatelstwa przez Hongkończyków od stycznia

Rząd pomoże we wznowieniu produkcji filmowo-telewizyjnej po epidemii

Brytyjski rząd przeznaczy 500 mln funtów na pomoc we wznowieniu tych produkcji filmowych i telewizyjnych, które wstrzymane zostały wskutek epidemii koronawirusa.

Jak wyjaśnił w środę minister kultury Oliver Dowden, fundusz zostanie wykorzystany na pokrycie kosztów projektów, które zostały opóźnione lub zaniechane z powodu problemów powstałych w wyniku epidemii.

Po wprowadzeniu przez rząd pod koniec marca ograniczeń w kontaktach społecznych w celu zatrzymania epidemii praktycznie cała brytyjska produkcja filmowa i telewizyjna została wstrzymana.

Po złagodzeniu tych ograniczeń wiele firm z branży filmowo-telewizyjnej chciało wznowić produkcję, ale okazało się, że nie były w stanie tego zrobić, ponieważ ubezpieczyciele nie zapewniliby ochrony na wypadek dalszych zakłóceń spowodowanych przez Covid-19.

Rządowy program ma rozwiązać problem braku dostępnego ubezpieczenia, gdyż pokryje on ewentualne straty związane z koronawirusem, np. w przypadku chorób członków obsady i pracowników technicznych, a także opóźnień lub zakłóceń w filmowaniu spowodowanych trwającą walką z epidemią.

Warunkiem skorzystania przez producentów z tego programu jest jednak to, że co najmniej połowa kosztów produkcji musi być wydana w kraju.

W Wielkiej Brytanii przemysł produkcji filmowej i telewizyjnej tworzy bezpośrednio i pośrednio ponad 180 tys. miejsc pracy i zapewnia gospodarce ponad 12 mld funtów rocznie.

"Od nagradzanych dramatów, po kultowe komedie i cenione filmy dokumentalne, Wielka Brytania robi filmy i programy telewizyjne, na które świat nie może się doczekać. Dzisiejsze ogłoszenie oznacza więcej klapsów filmowych w studiach w Belfaście, Glasgow, Cardiff, Watford i wielu innych. Nasze branże filmowo-telewizyjne odnotowują wysoki wzrost, tworzą miejsca pracy i pokazują to, co najlepsze w brytyjskiej kreatywności i innowacyjności, i cieszę się, że możemy dać im szansę na ponowne uruchomienie kamer" - oświadczył Dowden.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)

Obraz David Condrey z Pixabay 

Rząd pomoże we wznowieniu produkcji filmowo-telewizyjnej po epidemii

Maraton w Londynie - ostateczna decyzja do 7 sierpnia

Ostateczna decyzja dotycząca tegorocznego maratonu w Londynie zapadnie najpóźniej do 7 sierpnia - potwierdzili w poniedziałek organizatorzy tej imprezy.

Pierwotnie ten jeden z najbardziej prestiżowych biegów maratońskich w świecie miał się odbyć 26 kwietnia. Jednak z powodu pandemii koronawirusa termin został zmieniony na 4 października. Teraz jednak pojawiły się obawy, że także tego dnia imprezy nie uda się zorganizować.

"Wiemy, jak ważny dla wszystkich biegaczy jest Virgin Money London Marathon. Jednak pandemia nie ustępuje, dlatego nadal proszę o cierpliwość. Pracujemy nad tym, abyśmy mogli się bezpiecznie spotkać na trasie. Trwa analiza sytuacji i związanych z nią zagrożeń, deklaruję, że ostateczna decyzja zapadnie do 7 sierpnia" - napisał w oświadczeniu dyrektor imprezy Hugh Brasher.

W Londynie tradycyjnie w maratonie uczestniczyło blisko 40 tysięcy zawodników. W tym roku mieli się zmierzyć najszybsi maratończycy świata Eliud Kipchoge i Kenenisa Bekele.

Impreza w Londynie jest ostatnią z kalendarza World Marathon Majors, która jeszcze nie została odwołana. Wcześniej taką decyzję podjęli organizatorzy maratonów w Bostonie, Berlinie, Nowym Jorku i Chicago. (PAP)

Maraton w Londynie - ostateczna decyzja do 7 sierpnia

Organizacje konsumentów oskarżają linie lotnicze o łamanie praw pasażerów

Unijne organizacje konsumenckie zgłosiły Komisji Europejskiej i krajowym urzędom ds. konsumentów, że główne europejskie linie lotnicze, jak m.in. Air France, łamią prawa pasażerów i zaapelowały do instytucji o wszczęcie dochodzenia w tej sprawie.

Unijna organizacja konsumentów BEUC oraz 11 zrzeszonych w jej ramach grup konsumenckich, jak belgijski Test-Achats, hiszpańska OCU czy francuska UFC Que Choisir, złożyły do Komisji Europejskiej oraz krajowych urzędów ochrony konsumentów skargę na główne linie lotnicze za łamanie praw pasażerskich oraz stosowanie nieuczciwych praktyk handlowych. Na liście znalazły się takie linie, jak Aegean, Air France, EasyJet, KLM, Norwegian, Ryanair, TAP Portugal i Transavia; to na tych przewoźników złożono najwięcej skarg konsumenckich.

Organizacje zarzucają przewoźnikom, że od początku pandemii COVID-19 uchylają się od wypłacania pasażerom odszkodowań za odwołane loty oraz od udzielania podróżnym wyraźnych i kompletnych informacji odnośnie przysługujących im praw. Podróżni nierzadko mają problem ze złożeniem wniosku o rekompensatę, bo nie mogą skontaktować się z biurem obsługi klienta a przedstawione im linki nie działają. Przewoźnicy często namawiają też pasażerów do przyjęcia voucherów lotniczych, nie informując ich nawet o tym, że nie muszą przyjmować bonów podróżnych, ale mają prawo domagać się zwrotu pieniędzy.

Jak argumentują organizacje, tego typu działania są sprzeczne z przepisami UE o ochronie pasażerów. Te wyraźnie mówią, że linie lotnicze muszą poinformować podróżnych o tym, jakie mają prawa w sytuacji odwołanego lotu oraz że mogą domagać się rekompensaty finansowej. Ukrywanie tego typu wiadomości lub podawanie konsumentom niepełnych lub błędnych informacji o ich prawie do odszkodowania jest postrzegane jako nieuczciwa praktyka niezgodna z prawem Unii.

"Od początku pandemii wiele linii lotniczych lekceważy prawa pasażerskie, w tym odmawia klientom prawa do odszkodowania lub przekazuje im na ten temat błędne lub mylące informacje. Nasze organizacje zostały zalane tysiącami skarg w tej sprawie, co wyraźni pokazuje skalę problemu. Konieczne są zdecydowane działania ze strony urzędów ochrony konsumentów, żeby zagwarantować, że w czasie kryzysu prawa pasażerów będą przestrzegane" - powiedziała dyrektor generalna BEUC, Monique Goyens.

Organizacje konsumenckie zaapelowały do Komisji Europejskiej i urzędów o wszczęcie zakrojonego na szeroką skalę dochodzenia w sprawie działań przewoźników oraz zmuszenie linii, aby stosowały się do unijnego prawa.

"Powracające problemy z jakimi muszą borykać się konsumenci, tylko podkreślają pilną potrzebę poprawy egzekwowania praw pasażerów linii lotniczych oraz konieczność zmiany obowiązującego dzisiaj „modelu biznesowego” przewoźników - dodała Goyens. (PAP)

Z Brukseli Jowita Kiwnik Pargana

Obraz Jan Claus z Pixabay 

Organizacje konsumentów oskarżają linie lotnicze o łamanie praw pasażerów

Rośnie liczba miejsc pracy w sektorze IT

W Wielkiej Brytanii w miarę łagodzenia obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2 rośnie liczba miejsc pracy w sektorze IT, których szczególny wzrost odnotowano w końcu czerwca oraz w lipcu - podaje serwis BBC.

Zapotrzebowanie na programistów oraz projektantów stron internetowych w lipcu wzrosło o 15,5 proc. w stosunku do czerwca. Według zastępcy prezesa stowarzyszenia zrzeszającego specjalistów z branży TechUK taka sytuacja na rynku ma ścisły związek z pandemią. "Przeżyliśmy dwa lata cyfrowej transformacji na przestrzeni dwóch tygodni" - twierdzi Anthony Walker.

Według Walkera wielu przedsiębiorców uważa, że cyfryzacja będzie miała rosnące znaczenie w ich biznesie w nadchodzącym czasie, a opinię tę potwierdzają badania rynku. W miarę, jak firmy dostrzegają konieczność cyfryzacji działalności, rośnie zapotrzebowanie na specjalistów mogących wspomagać je w tym procesie na rynku pracy. Potrzebni są m.in. pracownicy zdolni umożliwić firmom sprzedaż towarów i usług online, a także wspomóc je w procesach marketingowych i poszukiwaniu nowych klientów (również za granicą) oraz optymalizacji procesów produkcyjnych.

Pomiędzy marcem a czerwcem, w czasie epidemii koronawirusa, liczba aktywnych na rynku pracy pracowników w Wielkiej Brytanii spadła o 649 tys. Na koniec kwietnia bezrobocie wyniosło 1,3 mln osób.

Jednocześnie firmy informują, iż otrzymują bardzo wiele podań w odpowiedzi na zamieszczane oferty pracy. "Niestety przekonujemy się, że 60 proc. ubiegających się o pracę nie spełnia warunków niezbędnych do wykonywania obowiązków na danym stanowisku i wygląda na to, że składają podania na każdą dostępną ofertę" - mówi dyrektorka działu rekrutacji w firmie z sektora technologii dla ochrony zdrowia iPLATO Roina Hadi.

Jej zdaniem zalew podań utrudnia firmom znalezienie odpowiednich kandydatów do zapełnienia istniejących wakatów. Jednocześnie, jak pisze serwis BBC, Wielka Brytania już teraz boryka się z problemem niedoboru kwalifikowanych pracowników w branży IT. Ostatnie dane uczelni Open University pokazują, że kłopoty ze znalezieniem odpowiednich pracowników ma połowa pracodawców z tej branży.

Firmy IBM i SAP wcześniej przewidywały, że do końca 2020 roku w sektorze IT w Wielkiej Brytanii będzie milion wakatów oczekujących na pracowników. (PAP)

Obraz StartupStockPhotos z Pixabay 

Rośnie liczba miejsc pracy w sektorze IT

Ratownicy znieśli z góry bernardyna

Ekipa ratunkowa musiała pomóc bernardynowi w zejściu z najwyższej góry Anglii - poinformowała w poniedziałek agencja Reutera, pisząc o "niezwykłym odwróceniu tradycyjnych ról". Bernardyny są bowiem są wykorzystywane w ratownictwie górskim.

Suczka o imieniu Daisy upadła w piątek podczas schodzenia ze szczytu Scafell Pike w Kumbrii w Anglii. 16-osobowa ekipa ratunkowa zniosła z góry ważącego 55 kg psa na noszach.

Jak poinformował na swojej stronie na Facebooku zespół ratownictwa z Wasdale, Daisy nie chciała się ruszyć i wyglądało na to, że bolą ją tylne łapy. Na nagraniu z akcji ratunkowej, opublikowanym na YouTube, widać, jak Daisy siedzi na noszach, podczas gdy ratownicy przypinają ją, a następnie schodzą z góry.

Według ratowników z Wasdale Mountain Rescue Team, Daisy została uratowana przez ludzi już po raz drugi. Suczka "miała ciężki start w życiu", obecni właściciele adoptowali ją kilka miesięcy temu.

Po akcji ratunkowej, jak podali ratownicy, "dobrze się wyspała, chrapiąc trochę głośniej niż zwykle". "Najwyraźniej czuje się trochę winna i trochę zawstydzona, że osłabiła wizerunek swoich kuzynów skaczących przez alpejskie śniegi z beczkami brandy na szyjach" - stwierdzili. (PAP)

 

foto : twitter / wasdalemrt

Ratownicy znieśli z góry bernardyna

Projekt rezolucji: PE nie akceptuje porozumienia ws. budżetu w obecnej formie

Uzgodniony przez większość grup politycznych projekt niewiążącej prawnie rezolucji nie akceptuje porozumienia Rady Europejskiej ws. wieloletniego budżetu UE w obecnym kształcie i chce negocjacji z krajami UE - wynika z dokumentu, który widziała PAP. Pod projektem nie podpisali się Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), do których należy PiS.

Parlament Europejski - jak wskazano w projekcie, który zostanie podany pod głosowanie w czwartek - pozytywnie ocenia natomiast porozumienie ws. funduszu odbudowy.

Ośmiostronicowa rezolucja, która będzie stanowiskiem politycznym PE została przygotowana przez frakcje: Europejskiej Partii Ludowej (EPL), Socjalistów i Demokratów (S&D), Odnowić Europę, Zielonych oraz Zjednoczoną Lewicę Europejską (GUE). Pod tekstem nie podpisali się Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR), do których należy PiS.

"EKR chciał pokazać jak zwykle własną odrębność, własne spojrzenie. Nie chcemy śpiewać w chórze" - powiedział PAP europoseł PiS Ryszard Czarnecki i dodał, że EKR ma projekt własnej rezolucji.

W dokumencie podpisanym m.in. przez EPL, której przewodniczącym jest Donald Tusk, eurodeputowani wyrażają w projekcie głębokie ubolewanie, że Rada Europejska "znacznie osłabiła wysiłki KE i Parlamentu Europejskiego na rzecz przestrzegania praworządności, praw podstawowych i demokracji w ramach wieloletniego budżetu i funduszu odbudowy".

Eurodeputowani wskazują, że chcą zakończenia prac nad proponowanym przez Komisję mechanizmem ochrony budżetu UE w przypadku systemowego zagrożenia unijnych wartości. "Aby był skuteczny, mechanizm ten powinien być uruchamiany +odwróconą większością kwalifikowaną+" - czytamy w tekście.

To odniesienie się do zmian we wnioskach ze szczytu UE, które mówią, że "zostanie wprowadzony system warunkowości w celu ochrony budżetu", a "Komisja zaproponuje środki w przypadku naruszeń przyjmowane przez Radę większością kwalifikowaną".

"Im mniej mówi się (we wnioskach Rady Europejskiej - PAP) o ideologicznych wycieczkach jak mechanizm praworządności, tym lepiej. Nie uważamy, abyśmy mieli się wpisywać w tą taką europejską nowomowę, która dużo mówi o praworządności, ale nie chce precyzować jak należałoby mierzyć jej brak" - komentuje ten fragment projektu rezolucji Ryszard Czarnecki.

Z dokumentu wynika też, że PE ma z zadowoleniem przyjąć uzgodnienie przez szefów państw lub rządów funduszu odbudowy wyrażając przy tym rozczarowanie zmniejszeniem wysokości dotacji. Parlament "nie akceptuje jednak porozumienia politycznego w sprawie wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027 w obecnym brzmieniu; jest gotów natychmiast rozpocząć konstruktywne negocjacje z Radą w celu ulepszenia wniosku" - czytamy.

"Konkluzje Rady Europejskiej w sprawie wieloletnich ram finansowych stanowią jedynie porozumienie polityczne między szefami państw i rządów; Parlament nie będzie potwierdzał faktów dokonanych i jest gotów nie wyrazić zgody na wieloletnie ramy finansowe do czasu osiągnięcia zadowalającego porozumienia w nadchodzących negocjacjach między Parlamentem a Radą" - podkreślono w tekście.

Europosłowie przypominają swoje stanowisko w tej sprawie z listopada 2018 r., w którym domagali się wyższych wydatków i wskazują, że Parlament Europejski musi wyrazić zgodę na porozumienie w sprawie rozporządzenia dotyczącego wieloletnich ram finansowych.

Większość grup politycznych ma zamiar wyrazić ubolewanie, że zbyt często krajowe interesy zagrażają osiągnięciu wspólnych rozwiązań i podkreślić w tym kontekście, że cięcia wieloletnich ramach finansowych są sprzeczne z celami UE.

"Proponowane cięcia w programach zdrowotnych i badawczych są niebezpieczne w kontekście globalnej pandemii; proponowane cięcia w edukacji, transformacji cyfrowej i innowacjach podważą przyszłość następnego pokolenia Europejczyków; proponowane cięcia w programach wspierających transformację regionów zależnych od węgla są sprzeczne z unijnym programem Zielonego Ładu; proponowane cięcia dotyczące zarządzania migracjami, granicami oraz polityki azylowej zagrażają pozycji UE w coraz bardziej niestabilnym i niepewnym świecie" - czytamy w projekcie.

Rezolucja krytykuje też jako niewystarczające rozwiązania dotyczące spłat unijnych kredytów potrzebnych, by sfinansować fundusz odbudowy. W tym kontekście przypomniano, że stworzenie nowych, odpowiednich zasobów własnych jest jedyną metodą spłaty akceptowalną dla Parlamentu Europejskiego.

Eurodeputowani mają też wyrazić ubolewanie, że Rada Europejska odrzuciła proponowane "rozwiązanie pomostowe", które miało zapewnić finansowe inwestycji już w 2020 r. (czyli jeszcze przed rozpoczęciem nowych wieloletnich ram finansowych.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)

Projekt rezolucji: PE nie akceptuje porozumienia ws. budżetu w obecnej formie
Image

Świetna aplikacja! Pobierz!

Image
Image

Jesteś świadkiem ciekawych wydarzeń?

Zarejestruj się i podziel się swoją historią

Autorzy 

Zostań autorem
Image
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo
  • logo

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies - Polityka prywatności. Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych - RODO. Więcej dowiesz się TUTAJ.